Płaskurka wreszcie wzeszła. Z jarymi zbożami nigdy nie wiadomo. Potrzebują deszczu i ciepła a i o jedno i o drugie w tym roku było trudno.
Nasza przygoda z płaskurką zaczęła się trzy lata temu, gdy zamarzyliśmy o smaku prawdziwych bułek. Eksperymentowaliśmy z wieloma rodzajami mąki – pszenną tradycyjną , orkiszem, samopszą i właśnie płaskurką. Nie od razu nam się udało, ale warto było próbować. Zakochaliśmy się w tym smaku i po bułeczkach przyszedł czas na chleb, później na makaron pizzę i drożdżówkę. A że najpewniejsze źródło to własna uprawa spróbowaliśmy i udało się. Teraz mamy mąkę swojego wyrobu, a nadwyżki dostarczamy wszystkim naszym znajomym i nawet w „niegotujących” domach naleśniki z płaskurki robią furorę wśród najmłodszych.
I dobrze , że smaczne to również zdrowe. Bo płaskurka poza białkiem zawiera wiele wartościowych składników: beta-karoten , który jest silnym przeciwutleniaczem i chroni nasz organizm przed działaniem wolnych rodników, witaminy z grupy B, A, E, PP, kwas pantotenowy, luteinę i wapń. Zawiera również gluten, jednak stwierdzono, że jego specyficzna budowa odpowiada za lepsze tolerowanie zboża przez osoby cierpiące na celiakię lub nietolerancję glutenu. W 100 g ziarna jest 415 mg fosforu, 4,40 mg magnezu, 4,59 mg żelaza, 2,24 mg cynku i 390 mg potasu.
Wiedzą to chyba jelenie i sarny, które przychodzą tu z pobliskiego lasu. Mam nadzieję, że również dla nas wystarczy 🙂